sobota, 11 października 2014

Obłęd Warszawski '44

Witam po baaardzo długiej przerwie. Jak obiecałem, wracamy do tematów historyczno-politycznych.

Kilka dni temu minęła 70. rocznica kapitulacji oddziałów powstańczych w Warszawie. Tegoroczny szum, towarzyszący okrągłej rocznicy rozpoczęcia walk był zbyt duży. Wielokrotnie środowiska szeroko pojętej prawicy broniły decyzji sprzed 70 lat, wznosząc górnolotne hasła o patriotyzmie, honorze i bohaterstwie, zaś po drugiej stronie barykady stała lewica, atakująca ze wściekłą furią wszystko, co z Powstaniem związane. Szczęśliwie ja - i wielu innych ludzi zapewne też - plasuję się pośrodku tego podziału.

1 sierpnia obejrzałem odcinek programu "Tak czy nie" z Krzysztofem Bosakiem i Piotrem Szumlewiczem i muszę przyznać, że stanowisko Bosaka ws. Powstania było chyba najzdrowszym ze wszystkich, jakie dane mi było poznać. Bosak umiejętnie udowodnił, że Powstanie nie miało żadnego sensu strategicznego, przyczyniło się do zniszczenia Warszawy (skrót myślowy wyjaśnię niżej), ale nie stoi to w sprzeczności z oddawaniem hołdu Powstańcom, jako bohaterom. O stanowisku Szumlewicza, którego uważam za sepleniącego, nawiedzonego pogrobowca komuny nawet nie wspomnę (wystarczy napomknąć, że chciał on zastąpić Święto Wojska Polskiego z 15 sierpnia na 12 października, bo... bitwa pod Lenino była wg niego wielkim zwycięstwem).

Ja również jestem bardzo surowy w ocenie Powstania. Uważam, że była to decyzja tragiczna w skutkach, kompletnie nieprzemyślana, przez którą zginęły dziesiątki tysięcy Polaków. Zanim zacznę, chciałbym podkreślić, że doceniam Powstańców i traktuję ich jako bohaterów, którzy poszli walczyć o Polskę. Zawsze ich tak traktowałem i będę traktować. Natomiast jestem wrogiem czczenia Powstania z kilku przyczyn. Co roku pojawiają się bowiem głosy, którym przewodzi prof. Kieżun (którego bardzo szanuję), wg których Powstanie i tak by wybuchło. Mianowicie, po tym, gdy Niemcy zobowiązali 100 tys. ludzi do prac przy liniach obronnych wokół Warszawy, Powstanie już musiało ruszyć, że była to siła nie do zatrzymania.

Mimo mojego wielkiego szacunku do Profesora, nie zgadzam się. Odnoszę wrażenie, że traktuje on żołnierzy AK jak nieodpowiedzialny motłoch, który poszedłby walczyć, nawet wbrew rozkazom. Tymczasem wielu akowców było przedwojennymi oficerami i żołnierzami, którzy bez rozkazu nie poszliby nigdzie. Potrafili również myśleć i zdawali sobie sprawę, że atak na Niemców zakończyłby się totalną klęską. Rozkaz przyszedł - poszli.

Inne próby usprawiedliwiania decyzji o wybuchu Powstania to możliwe represje niemieckie, lub walki w Warszawie. Załóżmy hipotetycznie, że Powstanie nie wybucha, a Niemcy mieliby wziąć odwet na Polakach za niestawienie się na roboty. Jest to niemożliwe, ponieważ w takiej sytuacji, kiedy front był tuż-tuż, Niemcy nie mieli ani czasu, ani środków, by wystrzelać 200 tys. ludzi, ani by zrujnować 90 % miasta. W momencie wybuchu Powstania w Warszawie znajdowały się głównie jednostki policyjne i siły porządkowe, a nie frontowe oddziały. Czas na wystrzelanie ludzi i zniszczenie miasta Niemcy kupili właśnie dzięki Powstaniu, przez które front się zatrzymał. Nie ma Powstania - front się nie zatrzymuje - Niemcy nie mają czasu. Proste?

Ewentualne walki w mieście to również nietrafiony argument. Doświadczenia z walk o Wilno, czy Lwów udowodniły, że straty podczas walk w mieście byłyby znacznie niższe, a już z pewnością liczba ofiar nie wyniosłaby ponad 100 tys. Niemcy zrujnowali Warszawę dlatego, że mieli na to CZAS. Mogli bezkarnie ostrzeliwać miasto z moździerza ''Ziu'', mogli je bombardować za pomocą Stukasów, mogli je palić miotaczami, bo wiedzieli, że Sowieci stoją nad Wisłą. Gdyby w Warszawie walczyli prawdziwi żołnierze, dobrze uzbrojeni, a nie zbieranina z dwoma peemami na 50 ludzi, to tego czasu by nie było.

Uwielbiam również słuchać wersji o tym, że Powstanie sprowokowali Sowieci. Owszem, sprowokowali do niego ludność i powstańców, ale nie dowódców. Mało kto wie, że Londyn do samego końca był przeciwny wybuchowi Powstania, bardzo krytycznie na jego temat wypowiadali się generałowie Sosnkowski i Anders. Rząd w Londynie wysłał zresztą gen. Okulickiego, by nie dopuścił do wybuchu walk. Samą decyzję powziął gen. Chruściel, kiedy udał się na swój słynny ''zwiad tramwajowy'', gdzie pojechał na przedmieścia Pragi tramwajem i wypytał się przekup na targu, czy widziały radzieckie czołgi, zmierzające na Pragę. Odpowiedziały, że widziały, więc można zacząć Powstanie. A że nie były to radzieckie czołgi, tylko niemieckie, i wcale nie idące na Warszawę, tylko w przeciwnym kierunku, to drobiazg.

Decyzję przegłosowali samowolnie generałowie Komorowski, Chruściel i Okulicki, pod nieobecność innych przedstawicieli PPP, którzy nie wyrażali na nie zgody, wiedząc, jak się ono zakończy. Wobec Okulickiego ostatnimi czasy istnieją podejrzenia, że był on agentem NKWD, którego zadaniem było sprowokowanie do wybuchu Powstania.

Prawdą jest to, że Powstanie nie jest żadnym moralnym zwycięstwem, jakby chcieli tego prof. Kieżun i gen. Ścirbor-Rylski, i jak to ostatnio przedstawiają. Była to klęska, zarówno militarna, jak i polityczna. Wszystkim kanapowym patriotom łatwo jest mówić ''Cześć i Chwała Bohaterom'', gdy nad głowami nie gwiżdżą im kule, a bandziory od Dirlewangera nie gwałcą im dziewczyn, matek i sióstr. Tak samo łatwo jest lewicy mieszać z błotem Powstańców, kiedy zza monitora w ciepłym i bezpiecznym pokoju, przy herbatce sobie plują na uczestników tego czynu. Najlepszym komentarzem wobec Powstańców jest cytat pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego, cytowany przeze mnie od lat w każdą rocznicę wybuchu PW:

Trzeba było przeżyć 5 lat okupacji w Warszawie w cieniu Pawiaka, trzeba było słyszeć codziennie odgłosy salw, tak, że przestawało się je słyszeć, trzeba było asystować na rogu ulicy przy egzekucji dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu przyjaciół, braci lub nieznajomych z ustami zaklejonymi gipsem i oczami wyrażającymi rozpacz lub dumę. Trzeba było to wszystko przeżyć, aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić.

Ale to tylko w ocenie Powstańców, nie jego dowódców.

Śmieszy mnie niezmiernie z kolei plucie na Aliantów, że nam ''nie pomogli''. Że nie latali ze zrzutami. Że nie przerzucili żołnierzy. Osobom, które głoszą takie teorie, polecam poczytać o polskiej 1586. Eskadrze, która wykonywała niebezpieczne loty z Włoch non-stop, tracąc 167 % stanu wyjściowego. O lotnikach brytyjskich, amerykańskich i południowoafrykańskich, którzy nad Warszawę lecieli, mimo braku zgody Stalina na korzystanie z jego lotnisk. O tym, że nie było ŻADNYCH technicznych możliwości, by przerzucić jakichkolwiek żołnierzy do Warszawy w tym czasie. O tym, że zrzuty te były niecelne ze względu na niewielką powierzchnię terenu opanowanego przez Powstańców.

Smutnym faktem jest to, że w międzyczasie minęła 70. rocznica desantu pod Arnhem polskich spadochroniarzy, którzy do samego końca pragnęli, by wysłać ich do Warszawy (choć było to technicznie niemożliwe). I rocznica ta, mimo, że również bardzo tragiczna, ponieważ ci żołnierze walczyli o wolność Holandii pod Driel i Oosterbeek, gdy ich własny kraj ginął pod hitlerowską i bolszewicką okupacją, również minęła bardzo niezauważona. Tak samo rocznica Falaise, a i jutro minie rocznica Lenino. Również niezauważona, bo tam przecież walczyli agenci Moskwy, a nie Polacy.

Równie smutnym faktem jest kompletne zlekceważenie próby pomocy ze strony Wojska Polskiego na Wschodzie. W nocy z 15 na 16 września 1944 roku wylądowały na Czerniakowie pierwsze oddziały 3. Dywizji Piechoty im. Romualda Traugutta, głównie oddziały 8. i 9. Pułku Piechoty. Ponieśli olbrzymie straty, zarówno podczas przeprawy, jak i podczas walk, tracąc 1700 ludzi. Walczyli, pozbawieni osłony lotnictwa i artylerii, pod ogniem niemieckich dział. Ale poszli do walki, chcąc pomóc rodakom, mimo, że politrucy wrzeszczeli za nimi: ''Po co się tam pchacie?! Tam faszyści biją się z faszystami! Niech się sami pozabijają!''...

Ale to nieistotne, nie było lepszych Polaków od Powstańców, prawda? :)

1 komentarz:

  1. Odnosząc się do tylko niewielu wątków:
    Londyn przekazał Warszawie prawo zdecydowania o ewentualnym wybuchu powstania, m.in. ze względu na niepełną znajomość realiów w okupowanym kraju i potrzebę wydawania szybkich decyzji. Nie było więc żadnej samowolki przy podejmowaniu decyzji.
    Stwierdzenie, że w AK działali byli wojskowi, którzy bezwzględnie podporządkowaliby się rozkazom jest mocnym generalizowaniem - w zdecydowanej przewadze byli to przedwojenni cywile, co łatwo można zobaczyć choćby po przeciętnym wieku powstańców w '44 r. Czy mogło dojść do oddolnego wybuchu? Nie wiem, ale wiadomo jakie były nastroje wśród warszawiaków dlatego nie można tej teorii bagatelizować.
    W wieku pracach przytacza się informacje, że gdyby zdecydowano na wybuch powstania kilka dni wcześniej, gdy nie była jeszcze podjęta przez Niemców decyzja o obronie miasta przed ofensywą sowiecką, powstanie miałoby dużo większa szansę powodzenia.
    I ostatnie. Zapomniałeś o teorii mówiącej, że powstanie warszawskie miało wpływ na decyzję Stalina o przyszłości Polski jako kolejnej republiki sowieckiej. Odsyłam do pracy M. Iwanowa.

    OdpowiedzUsuń